Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy nie wyrwała się niepotrzebnie z czem niestosownem? Uśmiechnął się odpowiadając z niezwykłą u niego galanterją, że wszystko w niej zachwyca go, więc i jej głosem był oczarowany.
Andrzej opuścił tego wieczora nader późno salon Rostowów. Położył się z prostej nawyczki. Rzecz naturalna, że o zaśnięciu mowy nie było. Wstał zatem z łóżka, pozapalał nazad świece, i chodził po pokoju, nie czując się wcale zmęczonym bezsennością. Patrząc na niego możnaby było przypuścić, że porzucił atmosferę ciężką, pełną trujących wyziewów, a teraz czuje się lekkim jak piórko, najszczęśliwszym na tym pięknym Bożym świecie i oddycha całą piersią, ożywczem, zdrowem powietrzem! Niby to nie myślał wcale o Nataszce, nie wyobrażał sobie, żeby miał być w niej rozkochanym, widział ją atoli ciągle przed oczami, a ten obraz czarowny, wlewał w niego nową i dziwną energję.
— Po co ja tu siedzę? — pytał się w duchu. — Po co tak się rozbijam i Bóg wie czem głowę kłopoczę? Wszak mam przed sobą przyszłość rozkoszną, po którą potrzebuję li dłoń wyciągnąć.
Po raz pierwszy od śmierci żony, zaczął snuć projekta daleko sięgające. Postanowił wglądnąć i zająć się gorliwie wykształceniem syna, znaleść mu stosownego mentora. Porzuci wszelką służbę rządową, pojedzie do Anglji, Szwajcarji, Włoch...
— Trzeba korzystać z wolności i z młodości, póki czas! — perswadował sam sobie. — Piotr słusznie utrzymuje: — Aby czuć się szczęśliwym (powtarzał mi nieraz). — „Trzeba uwierzyć w szczęście.“ Ja zaś