Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rostow był już napisał 6.000 rubli. Przemazał tamtą sumę i napisał dwadzieścia jeden rubli.
— To mi obojętne — rzekł od niechcenia, jakby go jedynie szansa gry interesowała. — Idzie mi tylko o pewność, czy wyciągniesz dla mnie ową dziesiątkę.
Dołogow pociągnął całkiem na serjo. Oh! jak go Rostow nienawidził w tej chwili... Dziesiątka padła po stronie Mikołaja.
— Jesteś mi winien panie hrabio — Dołogow przemówił zimno i etykietalnie, wyciągając ramiona, że aż w stawach zatrzeszczały — czterdzieści i trzy tysiące rubli... Uf! zmęczy nakoniec człowieka takie długie siedzenie na jednem miejscu.
— I jam zmęczony kaducznie — bąknął Rostow.
— Kiedyż mogę spodziewać się odebrania tych pieniędzy, panie hrabio? — położył nacisk na te słowa, jakby mu chciał dać do poznania, że zażartował wcale niestosownie.
Mikołaj spłonął krwistym rumieńcem i szepnął odprowadzając go cokolwiek na bok.
— Nie mogę spłacić na razie całej sumy. Musisz zadowolnić się tymczasem wekslem...
— Słuchaj — Dołogow uśmiechnął się szatańsko — znasz zapewne odwieczne przysłowie? „Szczęśliwy w miłości, nieszczęśliwy w grze“... Twoja kuzynka kocha cię na umor, wiem o tem.
Oh! coś strasznego, czuć się w szponach tego człowieka! — powiedział sobie w duchu Mikołaj, myśląc jednocześnie jaki zada ojcu cios śmiertelny, jak zmartwi matkę biedną. Pojmował, coby to było za szczęście dla