Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwy, wolny od zgryzot... Kiedyż zaczął się dla mnie ten zwrot fatalny?... jestem ten sam co przedtem, jednak i siedzę na tem samem miejscu... Nie, to trwać nie może... to coś niepodobnego!...
Zpąsowiał na twarzy, na którą wystąpiły grube krople potu. Serce się ściskało, patrzeć na biedaka, tem bardziej że silił się nadaremnie z okazywaniem krwi zimnej i stucznego spokoju.
Kolumna cyfr przegranych, doszła nareszcie do sumy złowrogiej, czterdziestu trzech tysięcy rubli. Rostow zaginał właśnie parol na trzy tysiące rubli, które był wygrał jakimś cudownem sposobem, gdy Dołogow rzucił resztę kart na stół, zsumował szybko całą kolumnę kredą na suknie stolika i podkreśliwszy, podpisał sumę 43.000 rubli.
— Idźmy co przekąsić panowie, czas i wielki! A! otóż i cygani — dodał, gdy weszli do sali z dziesięciu mężczyzn i kobiet, o cerze smagłej o krętych, kruczych włosach, wnosząc z sobą mroźne powietrze z nadworu. Mikołaj zrozumiał, że jest zgubiony bez wyjścia, bez ratunku!
— Jakto, gra skończona? — zapytał na pozór żartobliwie.
— A jam ci właśnie był przygotował, taką ładną karteczkę!
— Teraz wszystko stracone, wszystko skończone — pomyślał. — Kula w łeb, to jedno mi pozostało!...
— No Fedjuniu, pociągnij jeszcze raz.
— Mniejsza o to — odrzucił Dołogow, zsumowawszy owych 43.000 rubli. — Postaw 21 rubelków.