Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był bez szpady i bez stosowanego kapelusza na głowie. Według zwyczaju w klubie przyjętego, zostawił to wszystko w przedpokoju. Miał na sobie mundur nowiusieńki, na piersiach mnóstwo dekoracji tak rosyjskich, jak i państw ościennych, z wielkim krzyżem na wstędze św. Grzegorza. Nie miał na głowie kozackiej czapki futrzanej i nahajki przez plecy przewieszonej, jak go widział Mikołaj Rostow w przededniu bitwy pod Austerlitz. Kazał był sobie podciąć cokolwiek włosy i faworyty, co zmieniało mu twarz niekorzystnie. Mina odświętna, strój galowy, nie licował wcale z jego rysami wybitnemi, z wyrazem energji i z cerą smagłą. Wyglądał jakiś nie swój, jakby wlazł w obcą skórę, trochę śmiesznie nawet. Bekleszow i Fedor Piotrowicz Uwarow, wchodząc razem z nim, zatrzymali się przy drzwiach, aby puścić naprzód gościa dostojnego. Bagration zmieszany ich nadzwyczajną grzecznością stanął na chwilę, a zamieniwszy z nimi kilka słów banalnych, zdecydował się wreszcie wejść pierwszy. Każdy, skoro spojrzał na niego, domyślił się po jego ruchach niezgrabnych i kroku niepewnym, jakim ślizgał się po lśniącej posadzce, że było mu o wiele łatwiej i wygodniej, iść do ataku po roli świeżo zoranej i rozmokłej po deszczu, pod gradem kul, jak w Schöngraben, gdy prowadził do boju pułk z Kurska przybyły Dyrektorowie, którzy wybiegli byli na jego spotkanie, wyrazili w kilku słowach doborowych radość niezmierną, że raczył przyjąć zaproszenie i znajduje się w ich gronie. Nie czekając na odpowiedź, otoczyli go prowadząc w tryumfie niejako do głównego salonu. We drzwiach zastali taki tłum zbity w jeden kłąb, tak pchali