Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w obieg jakiego dowcipu, dodał z miną wielce żałośną, że Kotuzow niestety nie nauczył się nawet od Suwarowa zapiać w porę. Wzrok surowy i pełen wyrzutów „starych“, dał mu do zrozumienia, że niewypada wyrażać się w ten sposób o Kotuzowie, szczególniej w dniu w którym wyprawia się bankiet na cześć Bagrationa.
Hrabia Rostow chodził z sali jadalnej do głównego salonu i napowrót, z miną wielce niespokojną i zakłopotaną. Kłaniał się i witał najserdeczniej każdego, ze zwykłą swoją dobrodusznością, tak starych jak i młodych, tak niższych, jak i najwyższych. Czasem szukał wzrokiem czułym owego pięknego, dorodnego chłopaka, który był jego synem ukochanym, mrugając do niego oczami z serdeczną poufałością. Mikołaj stojąc w okna framudze, rozmawiał z Dołogowem, którego był poznał niedawno i cenił nader wysoko. Stary hrabia zbliżył się do nich, aby uścisnąć dłoń Dołogowa.
— Wszak przyjdziesz do nas, kochany poruczniku, nieprawdaż? Znasz przecie mego wojaka i jesteście obaj sławnymi bohaterami z ostatniej wyprawy!... ah! Wasyl Iwanowicz... dzień dobry mój stary!...
Nie miał czasu dokończyć powitania, wpadł bowiem jeden ze służby cały zdyszany i zastraszony, zapowiadając:
— Przybył!
Na schodach odezwały się dzwonki, dyrektorowie klubu wybiegli do przedpokoju, a liczni biesiadnicy, rozproszeni po różnych kątach, niby ziarnka zboża na toku, zebrali się tłumnie i zatrzymali u drzwi od głównego salonu.
W tej samej chwili ukazał się na progu Bagration.