Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wcale do rozmowy. Smutny, ponury, milczał zawzięcie.
Pod wieczór Rostow spytał go na odjezdnem, czy nie poleci mu czego?
— Zaczekaj chwilkę — szepnął głucho. Sięgnął powtórnie ręką pod poduszkę, wydobył z pod niej ten sam plik papierów, zbliżył się do okna, na którem stał kałamarz z atramentem, i pióro w nim umaczał:
— Daremna walka! — machnął ręką z gorzkim uśmiechem. — Biczem nie przetniesz topora! — Podpisał jakiś papier złożony w czworo, wsunął go nazad w dużą kopertę i podał Rostowowi.
Była to proźba do cara, w której nic nie wspominając o krzywdach wyrządzonych mu w intendenturze, błagał po prostu o ułaskawienie.
— Oddasz to, komu należy... widać że...
Urwał w pół, a usta wykrzywił mu uśmiech bolesny.





XXXV.

Skoro powrócił do pułku, Rostow opowiedziawszy szeroko i długo pułkownikowi o fatalnem położeniu Denissowa, odjechał natychmiast do Tylży, z supliką tegoż w kieszemi.
Dnia 25 czerwca, nastąpiło spotkanie się dwóch monarchów, Aleksandra z Napoleonem. Borys Trubeckoj dostąpił tego szczęścia, za protekcją bardzo wysoko po-