Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sonię, którą kocha zawsze i myśli o niej codziennie“. Usłyszawszy to Sonia zrazu pobladła, potem stanęła cała w płomieniach i płaczem wybuchnęła. Nie mogąc znieść spojrzeń obecnych, którzy zwrócili na nią oczy jakby na komendę, uciekła do salonu. Tu obiegła go najprzód w koło galopem, potem zaczęła się kręcić w kółko na jednem miejscu, póki nie zawróciła się jej głowa. Wtedy przysiadła na posadzce, a sukienka wydęła się na niej jak balon. Hrabina zalewała się łzami tymczasem.
— Nie ma powodu płakać mamo — wtrąciła Wiera. — Trzeba raczej cieszyć się, że Mikołaja tak odznaczono.
Uwaga była słuszną, a jednak ojciec, matka, Nataszka, wszyscy obecni, spojrzeli na nią z wyrzutem, zdziwieni i zgorszeni:
— W kogo ona się wdała? — bąknęła matka pół głosem.
List syna najukochańszego odczytywano setki razy. Ktokolwiek pragnął jego treść usłyszeć, musiał udać się z tem do samej hrabiny, ona bowiem nie rozłączała się z listem ani na chwilę. Odkrywała w nim coraz nowe powody do podziwu i najwyższej radości, ile razy odczytywała list, czy to komu z domowników, czy któremu z przyjaciół najserdeczniejszych. Wynajdywała mnóstwo przymiotów w swoim drogim Mikołku. Było to dla niej rzeczywiście czemś nadzwyczajnem, powiedzieć sobie, że ten syn, którego nosiła w łonie przed dwudziestu laty, i który był nieraz powodem jej sprzeczek z mężem, wyrzucającym matce, że chłopca nadto rozpieszcza, że to dziecię, które słyszała tak niedawno szepleniące „ma-ma... tia-tia“... jest teraz w obcym kraju,