Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widzę, kochany książę! — powtarzał Bołkoński ściskając raz po raz Bazylego.
— Bóg widocznie powołuje mnie do innego szczęścia — myślała Marja znalazłszy się z powrotem u siebie. — Znajdę szczęście i zadowolenie wewnętrzne, przyczyniając się do uszczęśliwienia innych. Choćby mnie to nie wiem ile miało kosztować, nie opuszczę biednej Amelki. Kocha go do szaleństwa, a tak tego żałuje gorzko! tak się wstydzi! Zrobię co będę mogła, aby jej ułatwić związek z nim. Jeżeli on majątku nie posiada, wyposażę Amelkę z mojej strony. Poproszę o to ojca i Andrzeja, i oni mi tego nie zabronią!... Cieszyłabym się szczerze, gdybym mogła skojarzyć to małżeństwo; tak jest smutną, samotną, opuszczoną!... Jak ona musi go kochać, skoro mogła zapomnieć się do tego stopnia? Kto wie, czy i ja w podobnym wypadku, nie byłabym tak samo postąpiła?!





VI.

Rodzina Rostowów nie miała od dawna wiadomości o Mikołaju. Jakoś pod zimę, hrabia doczekał się nareszcie listu, na którego adresie poznał natychmiast pismo syna. Uciekł czemprędzej do swojego gabinetu, idąc na palcach cichuteńko, aby nikt go nie usłyszał, i tam zamknął się, chcąc list drogocenny w spokoju odczytać. W chwilę później wśliznęła się niepostrzeżenie i zapu-