Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cuzka patrzała na Marję grającą, z wyrazem, w którym malowało się dziwne wzruszenie, radość i jakby nadzieja szczęścia.
— Jak ona mnie kocha — myślała Marja. — Jaki Bóg łaskaw, że mnie obdarzył taką przyjaciółką, a teraz zsyła mi takiego męża... Czy „On“ jednak zostanie moim mężem?
Gdy późnym wieczorem każdy odchodził do siebie, Anatol pocałował w rękę Marję, a ta, zdobyła się na odwagę i spojrzała mu w oczy. Tak samo ucałował rękę Francuzki. Nie było to po formie, uczynił to jednak bez wahania, z całą pewnością siebie. Amelja spłonęła rumieńcem przerażona i spojrzała z pod oka na Marję.
— Jak delikatnie z jego strony! — pomyślała księżniczka. — Czyżby Amelka bała się wzbudzić zazdrość we mnie? Czyż sądzi, że nie umiem ocenić jej przywiązania tak szczerego i jej czułości?
Zbliżyła się do Amelji ściskając ją najczulej. Anatol podszedł szarmancko ku młodej księżnej, chcąc i jej rączkę ucałować. Ta jednak ręce ruchem szybkim schowała po za siebie:
— Nie, nie — zawołała grożąc mu palcem figlarnie. — Jeżeli pański ojciec doniesie nam, że zachowujesz się statecznie, wtedy dopiero pozwolę pocałować się w rękę.
Wyszła uśmiechając się zalotnie, tak do ojca, jak i do syna.