Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącą wojskom rossyjskim, i jaką on sam może odegrać niebawem. Nie mógł zapanować nad uczuciem złośliwego zadowolenia, gdy pomyślał o upokorzeniu dumnej Austrji. Jeszcze większą radość sprawiała mu nadzieja, że wkrótce nastąpi starcie nieuniknione, między Francuzami a Rosjanami, pierwsze od czasów Suwarowa. Lękał się jednak, żeby genjusz Bonapartego, nie był silniejszym, od bohaterstwa jego przeciwników. Nie mógł nawet przypuścić, żeby jego bohatyr uwielbiany mógł być przez kogokolwiek zwyciężonym.
Podniecony nawałem sprzecznych myśli i uczuć, książe Andrzej udał się na swoją kwaterę, aby zasiąść do listu, który codziennie do ojca wysyłał. Spotkał po drodze swojego towarzysza, który dzielił z nim kwaterę, Neświckiego, i żartobliwego Gerkowa. Obaj trzymali się za boki od śmiechu.
— A ty czemuś zasępiony, jak chmura gradowa? — spytał Neświcki, rzuciwszy okiem na jego twarz bladą i wzrok pałający gorączkowo.
— Nie ma powodu do uciechy! — odrzucił krótko Bołkoński.
W chwili gdy zamieniali z sobą te słowa, zobaczyli w głębi korytarza, owego członka wyższej rady wojennej w Wiedniu, i jenerała austrjackiego Straucha, dodanego Kotuzowowi z poleceniem iżby, czuwał nad dostawą regularną wiktuałów i paszy dla koni przeznaczonej dla armi rossyjskiej. Ci dwaj jenerałowie przybyli dopiero wczoraj. Szerokość korytarza pozwalała najzupełniej trzem młodym oficerom nie ruszać się z miejsca, aby tamci mogli przejść obok nich wygodnie