Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gerkow jednak, odpychając Neświckiego, zawołał głosem zadyszanym, jakby mu nagle tchu zabrakło.
— Nadchodzą!... nadchodzą!... ustąpcie się na Boga!...
Dwaj jenerałowie chcieli widocznie uniknąć wszelkich oznak uszanowania, gdy Gerkow, z twarzą rozpromienioną, z uśmiechem od ucha do ucha, nadającą jej wyraz głupkowatego, prawie idjotycznego zadowolenia, postąpił o krok naprzód.
— Wasze Ekscellencje raczą pozwolić — przemówił najczystszą niemiecczyzną — żebym miał zaszczyt złożyć im moje najszczersze i najzasłużeńsze gratulacje!
Pochylił głowę, z ukłonem niezgrabnym dzieciaka, który dopiero zaczyna się uczyć tańczyć, i wyrzuca nogami jedną po drugiej jak młody źrebiec. Członek Hofkriegsrathu, przybrał zrazu wyraz chmurny i surowy. Uderzony jednak szczerością tego szerokiego i głupkowatego uśmiechu, nie mógł wstrzymać się, żeby nie zwrócić na niego uwagi.
— Mam więc zaszczyt, złożyć moje gratulacje — mówił dalej Gerkow — że jenerał Mack, powrócił zdrów najzupełniej, prócz lekkiego tu zadraśnięcia — dodał z miną rozradowaną, wskazując ręką na głowę. Jenerał zmarszczył brwi i odwrócił się od niewczesnego żartownisia.
— Boże! a to głupiec! — wykrzyknął idąc dalej.
Neświcki uradowany z konceptu kolegi otoczył poufale ramieniem Bołkońskiego. Ten atoli odtrącił go szorstko z twarzą bladą jak ściana i z ustami drgającemi nerwowo. Uczucie gniewu, spowodowane pierwotnie pojawieniem się Mack’a, i wieścią fatalną, której był nie-