Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rosyjską. Nie wiedział jednak gdzie jej szukać i lękał się, żeby nie wpaść przypadkiem w ręce Francuzów.
W Bernie, dwór gotował się do odjazdu, a nawet już wyprawiono do Ołomuńca większą część pakunków.
Gdy znalazł się w okolicy Etzelsdorfu, zobaczył się nagle książę Andrzej pośrodku armji rosyjskiej, która cofała się z wielkim pospiechem i bezładnie. Mnogie furgony, tak drogę zabarykadowały, że jego wózek pocztowy nie mógł jechać dalej. Książę Andrzej, ginąc prawie z głodu i ze zmęczenia, poprosił dowódzcy kozaków o konia i jakiego przewodnika, a wskoczywszy na siodło, wyprzedził wkrótce cały transport z bagażami, aby odszukać główno-dowodzącego. Po drodze obijały mu się o uszy wieści najsmutniejsze, a nieład straszliwy, który go uderzał na każdym kroku, potwierdzał w zupełności to, o czem z cicha przebąkiwano.
„Owa armja rosyjska, którą złoto angielskie, sprowadziło z kończyn świata, podzieli los wojsk austrjackich“ (pod Ulmem). Wyraził się Napoleon w swoim dziennym rozkazie na początku kampanji. Przypominając sobie nagle te wyrazy, Andrzej uczuł mimowolnie podziw szczery dla tego wielkiego genjusza, ale do podziwu przyłączało się także niezadowolenie, dumy narodowej dotkniętej do żywego, i błoga nadzieja odwetu w niedalekiej przyszłości, za tę obelgę rzuconą im w oczy.
— A choćby nic nam więcej nie pozostawało, jak zginąć? — pomyślał. — Ha! to zginiemy razem, ja niegorszy od innych.
Patrzał z najwyższą pogardą na te szeregi niezliczone powózek, furgonów z amunicją, które zaplątywały