Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po skończonej paradzie, ten sam adjutant ministra wojny, przyszedł z najuprzejmiejszem oświadczeniem, że najjaśniejszy pan, raczy udzielić mu posłuchania. Cesarz Franciszek przyjął go stojący, na środku swojego gabinetu. Na samym wstępie, uderzyło Andrzeja, pewne zakłopotanie i jakby niepewność od czegoby tu zacząć? Cesarz poczerwieniał i zdawać się mogło, że go coś w gardle dławiło.
— Proszę mi powiedzieć, o której godzinie rozpoczęło się starcie? — spytał szybko.
Książę Andrzej zadowolniwszy pod tym względem jego ciekawość czuł się zmuszonym odpowiadać na cały szereg pytań równie czczych jak naiwnych.
— Jak się miewa Kotuzow? Kiedy opuścił Krems? — i tak dalej... i dalej...
Cesarz zdawał się mieć ten cel jedynie, żeby zadać jak największą ilość pytań. Co do odpowiedzi, te go widocznie nader mało interesowały.
Spytał powtórnie o której godzinie rozpoczęto bitwę.
— Miałem już zaszczyt oznajmić waszej cesarskiej mości — skłonił się nisko Bołkoński — że tego dokładnie oznaczyć nie mogę. W chwili, kiedy czoło wojska atakowało, ja znajdowałem się w Diernstein i nas wezwano dopiero na pole bitwy o godzinie szóstej wieczór.
Postanowił wręczyć cesarzowi opis szczegółowy i miał takowy w zanadrzu.
Cesarz wpadł mu w słowo pytając z uśmiechem:
— Ile mil?...
— Zkąd i dokąd Sire?
— Z Diernstein do Kremsu?