Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyć jej z powagą niewzruszoną, herb Kondeuszów, jakby ona tego pragnęła i o to go prosiła.
— Tarcza czerwona, w koło lazur i złoto.. dom Kondeuszów.
Liza słuchała z uśmiechem.
— Jeżeli Bonaparte zostanie rok jeszcze na tronie Francji — zaczął mówić znowu Mortemart, przyzwyczajony iść za swojemi własnemi myślami, a nie troszczyć się zbytecznie i nie zwracać uwagi na zdanie innych w kwestjach które znał na wskróś — wszystko ułoży się przedziwnie. Towarzystwo we Francji... mówię naturalnie o najlepszem... wyborowem... zostanie rozbite, zniszczone przez piekielne intrygi, gwałt, wygnanie i wyroki krwawe... a wtedy!...
Wzruszył miłosiernie ramionami wyciągając obie ręce ku niebu. Piotr chciał mu wpaść w słowo; wyprzedziła go jednak panna Scherer, nie spuszczająca go z oka.
— Car Aleksander — zaczęła z owym odcieniem melancholijnym, który zawsze przybierała mówiąc o carskiej rodzinie — zadecydował, że trzeba pozwolić Francuzom wybrać dobrowolnie formę rządu. Jestem najpewniejszą, że naród cały, skoro zrzuci z karku jarzmo Uzurpatora, wpadnie w otwarte ramiona swojego króla prawowitego.
Anna Pawłówna chciała widocznie pochlebić królewskiemu emigrantowi.
— Jest to nader wątpliwem — wtrącił książę Bołkoński. — Wicehrabia przypuszcza słusznie, że wypadki zaszły obecnie za daleko, i że będzie prawie niepodobieństwem, wrócić do przeszłości.