Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

narodów? Cudowne! Nie, jest od czego oszaleć, naprawdę! Możnaby przypuścić, że świat cały stracił głowę.
Książę Andrzej uśmiechnął się patrząc na Annę Pawłównę:
— Bóg mi ją daje, biada temu ktoby jej się tknął! — rzekł mimochodem.
Były to słowa Bonapartego, które wypowiedział wkładając koronę na głowę.
— Utrzymują, że mówiąc to wyglądał wspaniale — dodał i powtórzył po włosku: „Dio mi la dona, guai a chi la toca!
— Sądzę — Anna Pawłówna wzruszyła ramionami — że to będzie ową kroplą za wiele, która czarę przepełni. Monarchowie rzeczywiście nie mogą znosić dłużej człowieka, który jest dla nich groźbą uosobistnioną i nieustanną.
— Monarchowie! Nie mam tu Rosji na myśli — odparł wicehrabia grzecznie ale ze smutkiem — monarchowie pani? A cóż oni zrobili dla Ludwika XVI., dla królowej, dla księżniczki Elżbiety? Nic — mówił dalej zapalając się coraz bardziej — i chciej mi pani wierzyć, są oni obecnie ukarani za zdradę, za sprzeniewierzenie się sprawie Burbonów. Monarchowie? Wszak wysyłają posłów z gratulacjami dla Uzurpatora!... — Machnąwszy ręką pogardliwie, wstał i usiadł opodal.
Książę Hipolit, który nie przestał ani na chwilę przypatrywać się wicehrabiemu przez lornetkę, zwrócił się nagle ku księżnie Bołkońskiej, prosząc ją o igłę. Otrzymawszy takową zaczął rysować na stole i tłuma-