Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwójkę książę Bazyli z Katarzyną Semenówną. Poczytując za swój obowiązek, nie odstępować księżnej ani na krok, wstał, poszedł za nią i zastał ją pasującą się z najstarszą z księżniczek.
— Chciej mnie księżno sąd zostawić, o tem co wypada, a co nie wypada — mówiła Katynka tym samym tonem pełnym gniewu, jak w owej chwili, kiedy im zatrzaskiwała pod nosem drzwi od swojego pokoju.
— Kochana księżniczko — odzywała się najsłodziej i najłagodniej księżna, zastępując jej drogę — byłoby to czemś nadto bolesnem dla twego biednego wuja... Wszak potrzebuje obecnie zupełnego spokoju... Czyż godziłoby się zaprzątać mu umysł sprawami ziemskiemi, gdy dusza jego ma ulecić w sfery...
Książę Bazyli wciśnięty w głęboki fotel, z nogami skrzyżowanemi według zwyczaju, zdawał się nie zwracać zbytniej uwagi na sprzeczkę dwóch dam. Twarz mu jednak drgała kurczowo tłumionem wzruszeniem.
— Pozwól działać księżno Katynce... wiesz przecie jak ją wuj kochał zawsze — perswadował od niechcenia.
— Nie wiem co zawiera — zwróciła się ku niemu księżniczka, trzymając zawzięcie w ręce zaciśniętej ów pugilares z mozajką na wierzchu. — Tyle tylko mi wiadomo, że testament prawdziwy znajduje się w jego biurku... Tu mogą być jedynie jakieś szpargały niepotrzebne... zapomniane...
Usunęła się w bok, chcąc umknąć przed księżnej napaścią. Ta jednak rzutem gwałtownym znowu jej drogę zagrodziła.
— Wierzę temu, wierzę, kochana i najlepsza księż-