Przejdź do zawartości

Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kaletańską. Ja myślę że wyprawa powiedzie się świetnie... Byle Villeneuve nie skrewił i spisał się gracko...
Borys nie czytający dzienników, nic a nic nie wiedział o przygotowującej się wyprawie, a nazwisko Villeneuve’a słyszał również pierwszy raz w życiu.
— Tu, w Moskwie — mówił dalej tonem lekko drwiącym — objady, wieczory, ploteczki skandaliczne, zajmują nas o wiele więcej, niż wiadomości z dziedziny polityki. Nic zatem nie wiem o europejskich sprawach politycznych, i co prawda, wcale się o nic nie troszczę. Obecnie całe miasto zajęte wyłącznie tobą panie i hrabią Bestużewem.
Piotr odpowiedział mówiącemu swoim najmilszym uśmiechem. Miał jednak minę trochę spłoszoną, jakby lękał się, czy Borys nie wyrwie się z jakiemś słówkiem niedyskretnem? Ten atoli wyrażał się sucho, tonem urzędowym niejako, nie odrywając wzroku od niego.
— Moskwa nie ma nic lepszego do roboty — kończył Borys. — Każdy radby wiedzieć, komu hrabia zostawi swój majątek kolosalny. Kto wie czy on jeszcze nas wszystkich nie pochowa? Co do mnie, życzę mu tego z całego serca!
— Tak, to bardzo przykre, bardzo bolesne — bąkał Piotr obawiając się ciągle jakiegoś pytania nadto drażliwego.
— I pan przypuszczasz zapewne — Borys zarumienił się przy tych słowach, zachowując jednak ton spokojny i umiarkowany — że każdy z krewnych bliższych i dalszych, radby również otrzymać cokolwiek z tego spadku miljonowego.