Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z matką odwidzieć hrabiego. Powiadają że jest bardzo chory.
— Tak mówią, a jednak nie zostawiają mu chwili spokoju! — odrzucił Piotr, pytając się w duchu, kim być może ten młody oficer.
Borys widział doskonale, że go nie poznaje. Nie uważał atoli za potrzebne przedstawiać mu się i nie czuł się bynajmniej zakłopotanym. Patrzał mu śmiało w oczy, przyczem uśmiechał się wesoło.
— Hrabia Rostow prosi pana dziś na objad — rzekł po dłuższej chwili milczenia, które zaczynało już męczyć Piotra.
— Aha! hrabia Rostow — wykrzyknął Piotr radośnie. Jesteś zatem synem jego Stefanem. Wyobraź pan sobie, żem cię zupełnie nie poznał! Czy pamiętasz nasze wyprawy na Ptasie góry, w Towarzystwie pani Jacqot?... Dawne to dzieje!
— Mylisz się pan — poprawił go Borys zwolna i z uśmiechem drwiącym cokolwiek. Nazywam się Borys i jestem synem księżnej Trubeckoj. Hrabiemu Rostow na imię Stefan, a jego synowi Mikołaj. Nie znałem zaś nigdy w życiu żadnej pani Jacqot.
Piotr potrząsł głową, machając rękami, jakby chciał rozpędzić ćmę komarów lub rój pszczół.
— Ah! mój Boże! czy to możebne? Pomięszałem wszystko w czambuł. Tylu bo mam krewnych w Moskwie. Jesteś tedy Borysem... Tak, tak... wychodzę nakoniec z labiryntu... Powiedz mi też, co sądzisz o wyprawie bulońskiej? Anglicy będą mieli twardy orzech do zgryzienia, jeżeli uda się Napoleonowi przepłynąć cieśninę