Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sztą dla mnie teraz nic nie może być złem, chyba śmiesznem i marnem. A przecie: le mieux est l’ennemi du bien![1] Czy wierzysz, że ilekroć teraz słyszę dzwonek pocztowy, gdy otrzymuję list, albo gdy się budzę, strach mnie ogarnia, strach, że się może coś zmienić, bo już nic lepszego stać się nie może!
Ja tego nie rozumiałam. I mnie było bardzo dobrze, ale zdawało mi się, że to, czego doświadczam, musi spotykać wszystkich i zawsze i że gdzieś jest szczęście nie większe może, ale inne.
Tak minęły dwa miesiące. Nadeszła zima z zadymkami i mrozami, a choć on był zawsze ze mną, zaczynałam odczuwać samotność, zaczynałam odczuwać, że życie powtarza się, że ani w nim, ani we mnie niema już nic nowego i że wracamy na stare ścieżki mimowoli. Mąż zaczął się więcej zajmować interesami bez mego już udziału, a mnie się znów wydawało, że w nim się objawia nowy obcy mi świat, z którym mnie nie chce zapoznać; gniewał mnie jego wieczny spokój.
Kochałam go nie mniej, niż dawniej i nie mniej byłam szczęśliwa, ale miłość moja zatrzymała się i już nie rosła, a po za nią do duszy zaczynało się zakradać jakieś uczucie nowe a niespokojne.
Pożądałam ruchu, nie zaś cichego życia; pragnęłam zaznać niebezpieczeństw i poświęceń. Było we mnie dużo siły, a zużytkować jej nie mogłam w naszem ustroniu. Miewałam napady głuchej rozpaczy, ukrywałam ją przed nim, jak coś zdrożnego. On jednak spostrzegł dziwny stan mego ducha i zaproponował sam wycieczkę do stolicy, alem go uprosiła, żeby został i nie psuł naszego szczęścia.
Istotnie byłam szczęśliwą, ale gnębiło mnie, że to szczęście przychodzi bez trudów i ofiar, upłynie darmo, kiedy we mnie tyle było nieuzużytych sił do pracy i do ofiar.

Kochałam go i rozumiałam, że jestem wszystkiem dla niego, ale chciałam, żeby tę miłość widzieli wszyscy, żeby

  1. Przypis własny Wikiźródeł (franc.) Lepsze jest wrogiem dobrego