dzie pytała — potarł czoło dłonią i przymknął oczy: — mnie trudno wyjaśnić, a pani rozumie i bez tego.
Serce zaczęło mi kołatać w piersiach.
— Nie, ja nie rozumiem — szeptałam. — Pan mi musi powiedzieć; na miłość Boską, niech mi pan powie... Wszystko, wszystko; mam siły wysłuchać spokojnie.
Odwrócił się, popatrzał na mnie i znowu ujął gałązkę.
— Zresztą — rzekł po krótkiem milczeniu, głosem, który silił się być spokojnym — choć mi jest niesłychanie ciężko, postaram się to pani wyjaśnić — dodał, marszcząc się jakby od fizycznego bolu.
— A zatem? — nalegałam.
— Proszę sobie wyobrazić, że był pewien pan A i pewna pani B, młoda szczęśliwa, nieznająca ani ludzi, ani życia. Wskutek różnych rodzinnych okoliczności pan A. przywiązał się do niej, jak do córki i bał się pokochać ją inaczej...
Umilkł, a ja mu nie przerywałam.
— Ale zapomniał, że B. jeszcze młodziutka, że życie jest dla niej jeszcze zabawą — ciągnął dalej pośpiesznie, unikając mojego spojrzenia — że ją łatwiej pokochać inaczej i że to będzie dla niej zabawką. I omylił się, odczuł nagle, że inne uczucie, ciężkie jak żal, owładnęło całą jego duszą i przeląkł się, że zmienią się ich dawne przyjacielskie stosunki, więc postanowił uciekać, póki czas.
Mówiąc to, przecierał sobie oczy ręką, wreszcie je zamknął.
— Czemuż bał się pokochać ją inaczej — szepnęłam, a głos mój wydał mu się drwiącym, więc odpowiedział mi z urazą:
— Pani jest młodą — ja nie młodym, pani chce się bawić, a moje pragnienia inne. — Proszę się bawić, ale nie moim kosztem, bo gotów jestem uwierzyć, a wówczas ze mną będzie źle, a pani tylko wstyd. Ale mniejsza o to —
Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/41
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.