Strona:Lew Tołstoj - Spowiedź.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieli, jak tylko to, że oni wierzą, że oni wyznają prawdę, a tamci błądzą, i że wszystko co mogę, to modlić się za nich Jeździłem do archimandrytów, archijerejów starców, schyzmatyków, a nikt nie usiłował nawet mi tego objaśnić. Jeden tylko z nich objaśnił mi to wszystko, ale objaśnił wszystko tak, żem już więcej nikogo nie pytał o nic.
Mówiłem o tem, że dla każdego niewierzącego, zwracającego się do wiary (a zwraca się do niej całe nasze młode pokolenie), to pytanie jest najgłówniejsze: dlaczego jedynie prawdziwą wiarą ma być nie luteranizm, ani katolicyzm, a prawosławie. Już w gimnazjum wie każdy, że protestant i katolik, tak samo uważają swoją wiarę za jedynie prawdziwą. Historyczne dowody, żebrane przez każdą religję na swą korzyść, nie są dostateczne. Czy nie można — mówiłem sobie — pojmować tak nauki, żeby z jej wysokości znikały różnice, tak jak one znikają dla pradziwie wierzących? Czy nie można iść dalej po tej drodze, po której idziemy ze staroobrzędowcami? Oni twierdzili, że krzyż, alleluja i chodzenie dokoła ołtarza u nas są inne, jak u nich. Myśmy powiedzieli: wy wierzycie w Symbol Nicejski, w siedm Sakramentów i my wierzymy. Trzymajcie