Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Safo, zapaliwszy papierosa, wyszła z obydwoma młodymi ludźmi do ogrodu. Betsy i Stremow kończyli pić herbatę.
— Jak to nudno? — zawołała Betsy. — Safo powiada, że wczoraj doskonale bawiła się u państwa.
— Ach, aż rozpacz brała! — rzekła Liza Merkałowa. — Całe nasze towarzystwo zebrało się u mnie po wyścigach... ciągle jedni i ci sami, jedni i ci sami. Cały wieczór spędziliśmy siedząc na kanapach, a w tem doprawdy niema nic wesołego? Co pani jednak robi, żeby się nie nudzić? — zwróciła się znów do Anny. — Kto się tylko popatrzy na panią, widzi od razu, że pani jest kobietą, która może być szczęśliwą lub nieszczęśliwą, lecz która nie może nudzić się... niech mnie pani nauczy, co pani robi?
— Nic nie robię — odparła Anna, rumieniąc się od tych zapytań.
— Jest to najlepszy sposób — wmieszał się Stremow do rozmowy. Stremow był człowiekiem pięćdziesięcioletnim, szpakowatym, świetnie trzymającym się, bardzo nieładnym, twarz miał charakterystyczną i nadzwyczaj rozumną. Liza Merkałowa była siostrzenicą jego żony i Stremow spędzał z nią wszystkie wolne chwile. Spotkawszy się z Anną Kareniną, on, na polu służbowem wróg Aleksieja Aleksandrowicza, jako dobrze wychowany i taktowny człowiek, starał się być dla żony swego antagonisty szczególnie grzecznym i uprzedzającym.
— „Nic“ — podchwycił, uśmiechając się sprytnie — to najlepszy środek. Od dawna już, mówię pani — zwrócił się do Lizy Merkałowej — że, aby się nie nudzić, nie trzeba myśleć o tem, że możemy się nudzić. Zupełnie tak samo, jak nie trzeba się lękać, że się nie zaśnie, jeśli się cierpi na bezsenność; to samo właśnie powiedziała Anna Arkadjewna.
— Byłabym bardzo rada, gdybym to powiedziała, gdyż powiedział pan rzecz nietylko rozumną, ale też zupełnie zgodną z prawdą — z uśmiechem zauważyła Anna.