Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bo w duszy pana panuje obecnie taki chaos, że nic pan w niej nie znajdzie — rzekł Katawasow — niech pan poczeka, jak pan trochę ochłonie, to zaraz pan znajdzie!
— Nie, gdyż czułbym chociaż trochę prócz mego uczucia... (Lewin nie chciał powiedzieć przy nim „miłości“) i szczęścia, że żałuję tej swobody, którą mam utracić!... Rzecz się ma wręcz przeciwnie, gdyż jestem właśnie zadowolony, że tracę tę swobodę...
— Źle! Niema już żadnej nadziei! stracony osobnik... — zawołał Katawasow. — No, wypijmy, aby wyzdrowiał lub też życzmy mu tylko, aby choć setna część jego marzeń spełniła się... a i to już będzie takie szczęście, jakiego dotąd nie było jeszcze na świecie!
Goście rozjechali się wkrótce po obiedzie, aby zdążyć przebrać się przed ślubem.
Gdy Lewin pozostał sam i zaczął przypominać sobie słowa swych przyjaciół, raz jeszcze zapytał samego siebie, czy ma w duszy to uczucie żalu po stracie swobody, o którem tyle mówili? Zadając sobie to pytanie, uśmiechnął się... „Swoboda?!... po co swoboda? Szczęście polega tylko na tem, aby kochać i pragnąć, myśleć jej myślami i jej pragnieniami, a więc żadnej swobody! oto na czem szczęście polega“...
„Lecz czy ja znam jej myśli, jej pragnienia, jej uczucia?“ — szepnął mu nagle wewnętrzny głos. Uśmiech zniknął mu z twarzy i Lewin zamyślił się; ogarnęły go przestrach i zwątpienie, zwątpienie o wszystkiem.
„A jeżeli ona nie kocha mnie? Jeżeli wychodzi za mnie dlatego tylko, aby wyjść za mąż? Jeżeli sama sobie nie zdaje sprawy z tego, co czyni? — pytał się. — „Może się opamiętać i dopiero po wyjściu za mąż spostrzedz się, że mnie nie kocha i kochać nie mogła“... I jakieś dziwne, jak najgorsze myśli o niej, zaczęły przychodzić mu do głowy; był zazdrosny o Wrońskiego, jak przed rokiem; zdawało mu się, że ten wieczór, gdy widział ich razem, był dopiero wczoraj; podejrzewał, że nie powiedziała mu wszystkiego.