Przejdź do zawartości

Strona:Leon Sobociński - I koń by zapłakał.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oko moje baczne przykute zostało nad wyraz tajemniczym zachowaniem się pana, rzucającym cień podejrzenia na źródło skąd czerpie pan środki na luksus, jakim się ostatnimi czasy otaczasz.
— Panie szefie...
— Urzędnik 19-ej rangi powinien wiedzieć, że się najpierw słucha, a potem prosi o pozwolenie mówienia.
Wczoraj, ciągnie szef, spóźniłeś się pan do biura o 2 minuty i 16 sekund, przedwczoraj przyszedłeś pan o 3 minuty 14 sekund przed czasem właściwym.
— Zegarek panie...
— Wiem, wiem, stara melodja.
Dzisiaj o godz. 9 m. 18 zapaliłeś pan papierosa.
— Tak, panie szefie —
— Zbyteczne potwierdzenie, pański szef wie doskonale. Nadomiar tego wyjąłeś pan z prawej kieszeni jedno pudełko od zapałek, które było, zdaje się, puste, a następnie z lewej kieszeni pudełko z zapałkami, — co niezbicie dowodzi, iż uprawiasz pan nałóg palenia w stopniu spotęgowanym.
— Panie szefie — w drugim pudełku, był cukier do herbaty.
— Proszę no... no... czy wiadomo panu, panie urzędniku 19-ej rangi, że wasz przełożony pija herbatę z cukrem tylko w święto Bożego Narodzenia, i w czasie uroczystości narodowych, a pana stać na cukier?? ale idźmy dalej. O godz. 10-ej posłałeś pan chłopca po szklankę wody sodowej i to panie łaskawy z sokiem malinowym, malinowym sokiem, słyszał tu kto, panie łaskawy?
Skąd pana stać na tyle słodyczy, kiedy...
— Panie szefie.....
— Obowiązkiem pana, panie urzędniku 19-ej rangi jest najpierw słuchać, a potem prosić o pozwolenie mówienia.
Zajmuj się pan agitacją antypaństwową, bawisz się w politykę. Bez wiedzy władzy zwierz-