oswoić się dostatecznie z zasadami ortografji, znajdując, że wogóle „Francuzi piszą po cudacku“ i powinniby sobie wymyśleć jakąś mędrszą pisownię.
Gomard podzielał trafność zdania swojej uczenicy, dodając, że Gallowie otrzymali pisownię od łacinników z Rzymu, nie znających dokładnie ich wymowy, nadto w epoce dzieciństwa, gdy sami nie byli w stanie nagiąć organów mowy do precyzyjności dźwięków łacińskiego języka. Nadmieńmy, że Gomarda interesowała nietylko filologia i inne kwestje naukowe, gdyż nieraz podczas tych lekcji zwracał z upodobaniem wzrok na asystującą przy nich panią Annę Teresę i pół-żartem, pół-serjo wypowiadał opinję o jej osobie:
„Gdybym nie był złożył ślubów celibatu i celibat nie był mi milszym nad wszystkie ponęty świata — ożeniłbym się tylko z panią, pani Vaubernier“.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Ten tryb życia — spokojny i miły dla wszystkich uczestników — trwał kilka miesięcy z tym dodatkiem, że niekiedy Joasia z matką udawała się na spacer po ulicach Paryża, skąd wracała oczarowana zgiełkiem stolicy, to w wesołem podnieceniu, gotowa opowiadać bez końca Fryderyce wrażenia przechadzki, to w marzycielskiej zadumie, rozpamiętując pocichu widziane cuda; albo zabierał ją wraz z jej mamą, która nigdy