Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan d’Etioles wyjechał zaraz nazajutrz z troskliwym wujem panem de Tournehem w podróż kuracyjną, podczas której w Awignonie zaniemógł na czas długi.

A pani d’Etioles w oczekiwaniu powrotu Króla, zamieszkiwała w kącie wersalskiego zamku, z radosnem drżeniem dowiadując się o tem, że król z obozu nadsyłał wskazówki, jak ma być odrestaurowane mieszkanie pani de Chateauroux. Wiedziała, że szykują je dla niej. Żyła w oczekiwaniu zamknięta, szczęśliwa, że oddalenie podtrzymuje żar tęsknoty miłosnej Ludwika, nudzącego się w obozie, w bezpiecznem oddaleniu od pola walk swej armji z wojskami austrjackiemi. Miał tak wiele czasu, że pisywał do niej codzień — czasem dwa razy dziennie — to lakonicznie dobranemi słówkami eleganckiego biletu, to rozlewnie, z tysiącem hołdów dla czaru, wywieranego przez jej listy, wyczekiwane z upragnieniem, któremi „upajał się, a nie mógł dość się upoić!“ Nie dziw, że te listy wywierały takie wrażenie na Królu; pomijając fakt, że pani d’Etioles już wtedy sama władała pięknie piórem, to pozatem jedyny człowiek, którego jej położenie i nastrój ówczesny oraz daleka zazdrość Króla dopuszczały do jej komnat, spowiednik, ubogi opat Berni — był utalentowanym poetą; przybywszy z węzełkiem pod pachą, rozpoczynał swoją niezwykle szczęśliwą karjerę polityczną od redagowania owych dowcipnych bilecików, które budziły słuszny podziw Króla, bo o równego ukrytemu za kulisami Berniemu stylistę nawet w tym wieku galanterji nie było łatwo.
Pani d’Etioles mogła być dumną, że na początku Lipca, miała w kasetce swojej 80 listów królewskich, które na pieczęci nosiły napis: „Dyskretny i wierny.“