Pani d’Etioles otrzymała list mężowski w dogodnym momencie. Ludwik XV. zakomunikował jej, że koniecznością państwową, stwierdzoną w przeddzień na Radzie ministrów i zgodną z jego pietyzmem dla rad zmarłej pani de Chateauroux jest niezwłoczny wyjazd do znajdującej się w polu armji — właściwie do obozu na dwa miesiące. Nie mogło być mowy o jej zamieszkaniu na razie w „małych apartamentach“, to jest najściślejszej rezydencji króla, tuż nieopodal pokojów i niechętnego pani d’Etioles Delfina. Miała tedy powrócić do własnego domu i oczekiwać tam powrotu króla. Ale czy nie czuł się przesycony tem gwałtownem morzem pieszczot, które zlała na niego? (przebywał zamknięty z nią niemal przez całą dobę, nie turbując się o nic i nikogo i książę de Luynes z trudem zdołał przesłać pani d’Etioles list męża przez zaufanego kamerdynera królewskiego). Czy naprawdę powróci do niej, nie zapomni? Wyjść za próg Wersalski było dla niej niebezpiecznem.
Odczytawszy list pana d’Etioles, przypadła ze łkaniem do piersi króla, osunęła się do stóp jego, obejmowała nogi, wołała: „Ratuj mnie! ratuj!“
Czy odegrała z geniuszem urodzonej aktorki celową rolę? Czy też w ataku histerycznym popadła w ten stan dość zwykły, w którym kobieta kłamie, przesta-