Przejdź do zawartości

Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyznań poufnych poza brzękadłami publicznego wesela — ustawiczne skargi: „Zapadam się w niczość! Otuliła mnie nicość!“
Subtelni znawcy idej i nastrojów XVIII. stulecia, miłośnicy jego zalet, stanowiących zarodek przyszłości i głębocy krytycy jego wad, znamionujących upadek, bracia Goncourt, mówią o nudzie, która „rozpościerała się w tym świecie na górze i na dole, była początkiem i kresem, morowem powietrzem, zatruwającem wszystkie iluzje ludzkie i soki żywota całego narodu“. Albowiem w brutalnej formie występowała ta nuda nawet śród ludu — wyraziła się wspólnem samobójstwem dwóch żołnierzy, oświadczających, że zabijają się przez zaciekawienie wobec śmierci. A jej poziewanie było głębszem i stalszem na szczytach społecznych w miarę rang, zaszczytów, przywilejów urodzenia, bogactwa oraz rosnącej inteligencji. Jeszcze błyskotliwy dowcip, nicujący swawolą wszystko, rozdzierał mgłę nudy, ale i on był już nadużyty, podobnie jak siły fizyczne, stoczone szaleństwami rozpusty.

Tedy ów, który stał na samym wierzchołku życia, który reprezentował ówczesną ludzkość i Francję XVIII. wieku, król Ludwik XV. — oczywiście musiał być symbolem wyczerpania nerwów, znużenia najdostępniejszym właśnie jemu zbytkiem i wyrafinowaniem kultury, wzorową ofiarą wszechpożerczej nudy. Po wspaniałym bohaterskim aktorze komedji majestatu, Ludwiku XIV., zjawił się na tronie władca zobojętniały, już niemal manekin narowów absolutyzmu, człowiek, o którym opat Galiani wyraził się, że nie wyrzekł się on tylko pozornie Francji, że uprawiał pozory rządzenia, niby obrzydłe rzemiosło. Sie-

47