Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nehem. Mądra natura poprawiła głupstwo małżeńskiego łoża.“
„A!“ zaśmiał się król, „teraz to jest zrozumiałe. Ale po co są metryki dla trzeciego stanu. Powinny one być tylko przywilejem arystokracyi.“
„I również wprowadzać w błąd!“ rzekła pani de Chevreuse. „Acz nie tak szkodliwie, jak w wypadku z panną Poisson...“
Spostrzegła, że pani Châteauroux — naogół pogodna i dobrotliwa — świdruje ją spojrzeniem niemal nienawistnem. Przytem ból w nodze dokuczał jej jeszcze.
„Król pozwoli, że odejdę.“
„Nie zatrzymuję pani!...“
Oddała głęboki ukłon królowi i faworycie i odeszła.

Nazajutrz pani de Châteauroux złożyła jej wczesnym rankiem wizytę. Rzekła do niej poprostu, serdecznie:
„Wybacz mi, kochana przyjaciółko (bo za taką chcę cię uważać), moją wczorajszą... nieostrożność. Ale twoja była większa — nacisnęła mi serce. Pani nie wiesz chyba wcale o tem, że na dworze istnieje już klika, zamierzająca dać naszemu najukochańszemu Ludwikowi małą d’Etioles... szukają jeszcze tylko przyzwoitych sposobów.“
„Nic nie wiedziałam o tem,“ rzekła z niewinną minką pani de Chevreuse.
„Otóż racz pani powiedzieć pani Poisson-d’Étioles, żeby nie ważyła się narzucać tak bezwstydnie oczom króla, jak to miało miejsce wczoraj, bo... i ja będę zniewoloną znaleść sposoby, uniemożliwiające jej podobny nietakt...“

37