Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Nie spodziewałaś się mnie. A ja wolę się bawić z tobą.
Zlekka kiwnęła mu głową. Odparła poważnie:
„Owszem, spodziewałam się, że przyjdziesz. Wiem, że wolisz bawić się ze mną.“
Uważała to za naturalne, że przekłada ją nie tylko nad swoich towarzyszy męskich, ale i nad dziewczynki w jego wieku, jakkolwiek on musiał nieraz bronić się przed zarzutami wyśmiewających go koleżków, iż bawi się z „małemi dziećmi“. — „Żanetta jest starsza rozumem od was wszystkich!“ odpalał ze złością, gotów gryźć drwinkarzy i cofać się zarazem przed ich większą siłą fizyczną.
„Pani d’Étioles!“ rzekł pompatycznie, „racz przejść się zemną po ogrodzie. Mamy piękny wieczór.“
Wstała w milczeniu i podała mu rękę.
Po chwili dwoje dzieci w pudrowanych perukach z godnością starszych zstępowało po schodach. On szedł z tyłu, stawiając ostrożnie nogi w jedwabnych pończochach i pantofelkach z djamentowemi sprzączkami, starając się nie nadeptać na tren jej szumiącej jedwabnej sukni — dzieci ubierały się, jak starsi. Znaleźli się wnet w cieniu lip zaniedbanego ogródka, przytykającego do dwupiętrowego domu pani de Chevres na placu de Grève.
Usiedli na marmurowej ławeczce.
„Żanetto!“ rzekł chłopiec, „czy pozwolisz mi, żebym cię pocałował? Tak trzeba.“
„Nie! Nie trzeba!“ odparła.
„Starsi tak zawsze robią.“
„A ja nie chcę!“
Chłopcu zakręciły się w oczach łzy.
Dodała, krzywiąc się:

13