Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem. Ogier pani powrócił do kobył... Król przeląkł się o panią... Ja też... Rozjechali się wszyscy szukać. Wziąłem dwa konie — byłem najszczęśliwszy z wszystkich, bo znalazłem panią!...
— Gdzie mój ogier?
— Sądziłem, że pani się bez niego obejdzie!... Weźmie pani mojego... Zapewniam panią, że idzie dobrze. Lepiej, niż królewski. Zatem wracamy do króla.
Patrzył, na nią zagadkowo. Odparła, odwracając oczy:
— Nie! pojadę do Wersalu. Już teraz mnie nie poniesie. A pan pojedź do króla i powiedz mu, że... znalazłam się i jestem spokojniejsza.

ROZDZIAŁ II.
D‘Aiguillon.

Tego dnia wieczorem d‘Aiguillon odwiedził hrabinę Dubarry w Wersalu. Zastał ją niespokojną z gorączkowemi wypiekami na twarzy. Nie brała sobie za złe swojej przygody. Czuła w niej piękno i uprawnienie: była córką ludu — wróciła doń na moment; nie ona zdradziła — zdradziła ją starość Ludwika i jego obrażająca, niesprawiedliwa niewiara w jej wierność! On sam wywołał „wszystko“!
Ale dręczyły ją dwie zagadki. Czy książę d‘Aiguillon widział coś przez szybę i dlaczego nie wszedł; mówił do niej jakiemiś aluzjami; wyczuła