Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




X.
Walka.

Don Luis liczył się oczywiście z tą straszną ewentualnością, ale wiadomość o przybyciu Webera zaskoczyła go jednak. Powtórzył kilkakrotnie:
— Ach, Weber jest tutaj! Weber już jest...
Cały jego rozmach łamał się o tę przeszkodę, odbijał się od niej jak broń od skały.
Weber już się zjawiał, a zatem zjawiał się wódz, mistrz wrogów, ten, który zorganizuje atak i opór w taki sposób, iż nie pozostawi żadnej nadziei! Skoro Weber staje na czele agentów, to niedorzecznością byłoby próbować wybrnąć z sytuacyi przy pomocy siły.
— Czy Weber jest sam?
— Nie. Towarzyszy mu sześciu agentów, których porozstawiał na straży.
— A Weber?
— Miał iść na pierwsze piętro. Spodziewał się zastać pana w gabinecie.
— Czy on przypuszcza obecnie, że jestem z panem Mazeroux i z panną Levasseur?
— Tak jest?
Perenna zastanowił się przez chwilę, poczem oświadczył:
— Powiedzcie mu, żeście mnie nie znaleźli i że poszukacie mnie w apartamentach panny Levasseur. Jeżeli zechce pójść z wami, to tem lepiej.
Zamknął drzwi. Najświeższe to przejście nie pozostawiło żadnego śladu na jego twarzy. Teraz, kiedy należało działać i kiedy wszystko zdawało się być stracone, odzyskał tę zadziwiającą zimną