Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   167   —

gle bez wieści, tak, że do dnia dzisiejszego nie wiadomo, co się z nimi właściwie stało. Nie wiadomo też, co się stało z ich gotówką, wynoszącą dwadzieścia tysięcy franków, a osiągniętą, w dniu poprzedzającym ich zniknięcie, ze świeżo dokonanej sprzedaży domu... Pan pyta się, czy sobie o tem przypominam? Byli to małżonkowie Dedessuslamare.
— Dziękuję panu uprzejmie — oświadczył Perenna, któremu już te wiadomości wystarczały.
Samochód był przygotowany do drogi, a w minutę później szybował już w kierunku Alençon.
— Dokąd jedziemy, szefie? — zapytał brygadyer.
— Na stacyę. Mam wszelkie powody do przypuszczenia, że po pierwsze, Gaston Sauverand dzisiejszego rana już wiedział — skąd? dowiemy się o tem wcześniej lub później — o rewelacyach, uczynionych przez panią Fauville odnośnie do Langernaulta, a powtóre zaś, że począł dziś krążyć dokoła posiadłości, pozostałej po Langernaulcie z pobudek, które również prędzej lub później będą nam znane. Otóż przypuszczam, ze przybył tu pociągiem kolejowym i że w ten sam sposób będzie wracał.
Przypuszczenia Perenny zostały potwierdzone natychmiast. Na stacyi powiedziano mu, że jakiś pan z młodą panią przybyli o godzinie drugiej z Paryża, oraz że wynajęli w sąsiednim hotelu bryczkę, a po załatwieniu swych interesów wsiedli do pociągu pospiesznego, odchodzącego o godzinie 7 minut 40.
Opis wyglądu obu tych osób odpowiadał zupełnie wyglądowi Sauveranda i Florentyny.
— W drogę: — zawołał Perenna, spojrzawszy na zegarek. — Spóźniliśmy się o całą godzinę jest jednak rzeczą możliwą, iż zdążymy przybyć do Mans jeszcze przed przybyciem tego bandyty!
— Zdążymy i klnę się szefowi, ze chwycimy za kołnierz jego i jego damę, albowiem jest ich dwoje...
— Dwoje. Dobrze mówisz, tylko...
— Tylko...