Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   166   —

mniej równy i że musiał zachować środki ostrożności ze względu na możliwość nowego ataku zbiegów. Obszedł następnie dach stodoły aż do miejsca, gdzie ściana jej zniżała się nieco, poczem zeskoczył na ziemię uprawną, znajdującą się pod małym laskiem, który dał niewątpliwie schronisko uciekającym.
Perenna i tam kontynuował swe poszukiwania, ale gęstość zarośli, przekonała go w końcu, że wysiłki jego w tym kierunku będą daremne i że tylko opóźnią właściwy pościg.
Powrócił więc do miasteczka, rozmyślając nad perypetiami tej nowej batalii. A zatem jeszcze raz Florentyna i jej kompan usiłowali uwolnić się od niego! Florentyna zjawiała się w samem centrum tych zbrodniczych intryg! W chwili gdy don Luis przypadkowo dowiadywał się, że Langernault został prawdopodobnie zamordowany, w momencie, gdy przypadek sprowadził go do stodoły wisielców, jak ją nazywał i stawiał go wobec dwóch szkieletów, wyłaniała się z cienia mordercza wizya Florentyny, zjawiała się niby geniusz zła, spostrzegany wszędzie, kędy tylko przeszła śmierć, wszędzie, gdzie tylko była krew, gdzie padały trupy...
— Ach, nikczemna kreaturo! — zgrzytnął przez zęby. — Czyż to możliwe, aby tak nikczemna istota miała twarz anioła?... I oczy... te oczy, których słodkie wejrzenie wżera się w mózg, idzie za człowiekiem, nie pozwala o sobie zapomnieć...
Na placu kościelnym, przed oberżą, Mazeroux który już powrócił, napełniał rezerwoar benzyną i zapalał latarnie. Don Luis spostrzegł przechodzącego przez plac mera Formigny, więc wziął go na stronę.
— Czy nie mówiono w tej okolicy — zagadnął go — przed dwoma laty być może, o zniknięciu małżeństwa, liczącego prawdopodobnie czterdzieści do pięćdziesięciu lat? Mężowi było na imię Alfred...
— A żonie Wiktorya, nieprawdaż? — przerwał mer. — Istotnie, mówiono o czemś podobnem. Historya ta narobiła nawet sporo wrzawy. Byli to drobni rentierzy z Alençon, którzy przepadli na-