Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   105   —

Właśnie w momencie, gdy miał przekroczyć próg niszy, spostrzegł, że coś się odczepia nad jego głową i tylko tyle miał czasu, ażeby uskoczyć w tył. Jedna minuta opóźnienia, a byłby zmiażdżony przez ciężką, żelazną ścianę, która ze straszliwym łoskotem zatrzasnęła się przed nim. Żelazna zasuwa otarła się o jego ręce. Perenna nigdy w swem życiu nie doznał poczucia podobnego niebezpieczeństwa. Dopiero po przezwyciężeniu przerażenia, które ścięło mu krew w żyłach i przytłoczyło mózg, odzyskawszy przytomność, rzucił się na żelazną przeszkodę. Rychło się jednak przekonał, że była nie do pokonania. Była to ciężka tafla metalowa, złożona nie z odrębnych części, spojonych ze sobą, ale stanowiąca blok jednolity, masywny, potężny, gruby, którą czas przyozdobił swą błyszczącą patyną, zaledwie tu i owdzie przyciemnioną rdzawemi plamai.


„...byłby zmiażdżony przez ciężką, żelazną ścianę, która zatrzasnęła się przed nim...”

Blok ten był nie czem innem, tylko zasuwą, zamykającą kabinę telefonową hermetycznie!...
Perenna był więźniem!
Opanowany nagle wściekłością walił pięściami w żelazną taflę, sądząc, że panna Levasseur, o ile znajduje się w gabinecie, przyjdzie mu z pomocą.
— O ile jeszcze nie wyszła... — rozumował. — Ale nie, z pewnością była jeszcze w gabinecie wi chwili tego tajemniczego wypadku, a zatem mus