Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   104   —

— Tak. Kobieta, o której wspomniałem, przygotowuje mu tylko posiłek i wieczorem odchodzi. Nikt u niego nie bywa oprócz pewnej zawoalowanej damy, która złożyła mu tylko trzy wizyty od czasu, jak tu zamieszkał. Gospodyni jego nie umie powiedzieć, co to za osobnik. Mówi, że jest to uczony, który spędza czas na czytaniu i pracy.
— Masz rozkaz aresztowania go?
— Mam. Zaraz przystępujemy do swego zadania.
— Wnet przybywam.
— To niemożliwe! Weber objął nad nami komendę. Ale... Czy nie wie pan nic nowego o pani Fauville?
— O pani Fauville?
— Tak jest, chciała sobie życie odebrać tej nocy.
— Co? Chciała sobie życie odebrać?...
Z piersi Perenny wydarł się okrzyk zdumienia. Było ono tem większe, że prawie równocześnie usłyszał drugi podobny krzyk, zdający się być echem pierwszego.
Nie wypuszczając z rąk słuchawki, odwrócił się.
W gabinecie znajdowała się panna Levasseur, w odległości kilku kroków od niego, z twarzą przerażoną, siną...
Naraz spotkały się ich spojrzenia. Miał właśnie rzucić jej jakieś pytanie, ale w tym samym momencie wyszła.
— Dlaczego, do dyabła, podsłuchiwała mnie? I czemu miała taki wystraszony wygląd? — pomyślał.
Mazeroux jednak w dalszym ciągu mówił:
— Prawdę mówiła, że odbierze sobie życie. Musiała się zdobyć na wielką odwagę.
— Ale w jaki sposób? — pytał Perenna.
— Opowiem to panu później. Teraz mnie wołają. Ale przedewszystkiem proszę, ażeby się szef nie pokazywał.
— Przeciwnie, przyjdę!
— W takim razie konieczny jest pośpiech. Bierzemy się już do rzeczy.
— Idę!
Rzucił z pospiechem słuchawkę i uczynił pół obrotu, aby opuścić kabinę, instynktownie jednak cofnął się w tył aż pod ścianę.