Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbliżył się do okna.
— Czy też poczciwy Ganimard zawsze tam jest?... Jakże by on chciał być obecny przy tych rozczulających scenach!... Ale nie, niema go już... I nikogo już... ani jego, ani innych... Do licha! sytuacya staje się poważna... Nie byłoby nic zdumiewającego, gdyby byli wszyscy już w bramie... u odźwiernego może... albo na schodach!
Pan Gerbois wykonał nieznaczny ruch. Teraz gdy miał już przy sobie córkę, wracała świadomość rzeczywistej sytuacyi. Aresztowanie przeciwnika teraz byłoby dlań równoznaczne z odzyskaniem pół miliona. Instynktownie postąpił krok naprzód... Jakby trafem Lupin znalazł się na jego drodze.
— Dokąd pan idzie, panie Gerbois? Bronić mnie przeciwko nim? Tysiąckrotne dzięki! Niech się pan nie trudzi. Zresztą ręczę panu, że oni są więcej zakłopotani, niż ja.
I ciągnął dalej rozumując:
— W istocie, cóż oni wiedzą? Że pan tu jest, i być może, że panna Gerbois tu jest również, bo musieli ją widzieć przybywającą z nieznaną damą. Ale ja? Nie przypusz-