Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czają nigdy! Jakżebym wszedł do tego domu, który przetrząsnęli dziś rankiem od piwnic aż do strychu? Nie! Według wszelkiego prawdopodobieństwa oczekują, by mnie pochwycić w locie!... Biedacy!... Gdyby tylko nie domyślili się, że nieznana dama jest przysłana przezemnie i nie posądzili jej o rolę pośredniczenia w wymianie... W takim razie przygotowują się do zatrzymania jej przy wyjściu...
Uderzenie dzwonka rozległo się ostro.
Gwałtownym ruchem Lupin unieruchomił pana Gerbois i głosem suchym, rozkazującym:
— Halt! panie — zawołał — myśl pan o córce i bądź rozsądny, inaczej... Co do pana, panie Detinan, mam pańskie słowo.
Pan Gerbois stanął, jak wryty, w miejscu, adwokat się nie ruszył. Bez najmniejszego pośpiechu Lupin wziął kapelusz. Odrobina kurzu na nim była, strząsnął go wyłogiem rękawa.
— Drogi panie, jeśli kiedykolwiek będzie mnie pan potrzebował... Moje najserdeczniejsze życzenia, panno Zuzanno, i pozdrowienie przyjacielskie panu Filipowi.