Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pozostali tak nieruchomi. Milczenie ich połączyło, a łzy płynęły mniej obfite.
— Tak pragnąłem uczynić cię szczęśliwą — szepnął.
— Jestem szczęśliwa.
— Nie, — bo płaczesz... Twoje łzy mi pokoju nie dają, Klotyldo...
Pomimo wszystko dała się ująć dźwiękiem tego głosu kochającego, słuchała chciwa nadziei i szczęścia. Uśmiech rozjaśnił jej twarz, ale uśmiech tak smutny jeszcze!
— Prosił ją:
— Nie bądź smutną, Klotyldo, nie powinnaś być smutną. Nie masz prawa do tego.
Pokazała mu swe ręce białe, delikatne, miękkie i rzekła poważnie:
— Dopóki te ręce będą memi rękami, będę smutna, Maksie.
— Ale czemu?
— One zabiły.
— Cicho! Nie myśl o tem!... — zawołał Maksym. — Przeszłość umarła. Przeszłość się nie liczy.
I całował te długie, blade ręce, a ona patrzyła na niego z uśmiechem coraz jaśniej-