Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domem gromada więcej, niż stu ludzi, złożona z dorosłych, pół ubranych i zupełnie nagich chłopców, otaczają dom cały, cisnąc się do drzwi i drapiąc się na okna, żeby zobaczyć obcych.
Właściciel domu protestuje napróżno, gromada skupia się jeszcze bardziej. Zasuwa drzwi, ale w papierowych ścianach są dziury, do których cisną się ciekawi. Przez jeden z takich otworów spoglądam sam na zewnątrz. Ludzie nie są pociągający; są brudni, o tępym wyrazie twarzy i brzydcy; ale wygląd mają słodki i cichy; widzą tylko duże ładne twarze, które w tym tłumie wyróżniają się same.
Nareszcie udało się mojemu Kurumayi wynająć łódź, podążam więc na brzeg w towarzystwie mojego przewodnika i całego tłumu oblegających mnie mieszkańców. Usunięto kilka łodzi, aby nam zrobić przejście, bez trudności więc wydostajemy się na morze. Załoga nasza składa się z dwóch wiosłujących i ze starego człowieka, ubranego tylko w rokushaku na biodrach, który obejmuje ster i z całkowicie ubranej kobiety, w wielkim w kształcie grzyba, słomianym kapeluszu na głowie. Oczywiście stoją oboje wiosłując i byłoby trudnem do rozstrzygnięcia, które z tych dwojga jest zgrabniejszem i silniejszem od drugiego. My, jako pasażerowie, przysiadamy według wschodniego zwyczaju na macie w pośrodku łodzi, gdzie hibachi, napełnione rozżarzonym węglem zaprasza nas do palenia.
Dzień jest tak przezroczyście błękitny, że zda-