Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlaczego mnie tutaj przywiozłeś? — zawołała gniewnie dumna królewna.
— To jest moje królestwo, — odparł rycerz. — Są to mogiły królów, których pokonałem. Spójrz na mnie, piękna królewno. Ja jestem Śmierć!
Uniósł przyłbicę i wszyscy ujrzeli wreszcie jego twarz. Dumna królewna zadrżała z przerażenia.
— „Chodź w moje objęcia, żono moja“, — zawołał rycerz. — „Zdobyłem cię przecież. Jestem królem, który pokonał wszystkich królów!“
Przytulił ją do swej kościstej piersi i skierował konia w stronę mogił. Ulewny deszcz spadł na dolinę a królewna i rycerz zniknęli z oczu króla i dworzan. Wielce zasmuceni wracali dworzanie z królem do domu i nigdy już, nigdy żadna ludzka istota nie widziała więcej dumnej królewny. Lecz, gdy takie podłużne białe obłoczki płyną po niebie, wieśniacy w kraju, w którym królewna żyła, mówią: „Patrzcie, to jest Ślubny Welon Dumnej Królewny“.
Magiczny czar bajki owładnął nami na dłuższą chwilę, choć Historynka już umilkła. Przebywaliśmy wraz z nią w królestwie śmierci i doznawaliśmy uczucia tego samego przerażenia, jakie zakradło się do serca biednej królewny. Dan pierwszy przerwał uroczyste milczenie.
— Widzisz, Felu, że duma nikomu nie popłaca, — wołał, trącając siostrę w bok. — Najlepiej, żebyś mniej zwracała uwagi na łaty na spodniach Piotrka.