Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zrobiła. Kolory ani trochę nie wyblakły. Jabym chciała ten pled, Janet.
Pod bielizną spoczywał strój weselny Racheli Ward. Twarze naszych dziewcząt na widok tego stroju zapłonęły. Był tam cieniutki szal i szeroka szarfa z żółtego jedwabiu. Potem haftowana halka, która kosztowała Felę tak dużo zdrowia i tuzin pięknych majtek uszytych z cieniutkiego muślinu, które były tak modne za czasów Racheli Ward.
— A w to widocznie owinęła swoją suknię, — zawołała ciotka Oliwja, podnosząc zielone jedwabne zawiniątko. — Jedwab rozpadł się już na kawałki, ale jaki cudowny ma kolor! Spójrz na tę spódnicę, Janet. Ile może mieć metrów obwodu?
— Wtedy modne były krynoliny, — odpowiedziała ciotka Janet. — Ale nie widzę tutaj jej ślubnego czepka, chociaż słyszałam, że zapakowała go gdzieindziej.
— Ja też o tem słyszałam. Napewno go tu niema. Mówiono mi, że biały ślubny wachlarz z piór kosztował wtedy moc pieniędzy. Tutaj masz czarny jedwabny płaszcz. Ciągle mi się zdaje, że grzebiąc wśród tych rzeczy, poprostu je profanujemy.
— Nie bądź dzieckiem, Oliwjo. Przecież je kiedyś trzeba było wypakować. Ten ślubny strój trzeba spalić, dopóki się jeszcze zupełnie nie rozleciał, chociaż suknia kolorowa jedwabna jest jeszcze całkiem mocna. Możnaby ją było przerobić, a jestem pewna, że byłoby ci w niej wyjątkowo do twarzy, Oliwjo.
— Nie, dziękuję, — wyszeptała ciotka Oliwja z drżeniem. — Czułabym się w niej, jak duch. Może tybyś ją lepiej dla siebie przerobiła, Janet?
— Owszem, chętnie przerobię, jeżeli ty jej nie weźmiesz. Nigdy nie byłam taka przesądna. Więc wypako-