Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

porcelany i dwa dzbanki, które miały być posłane żonie Jamesa Warda.
— Są wyjątkowo prześliczne, — zauważyła ciotka Janet z zazdrością. — Muszą mieć chyba ze sto lat. Rachela dostała je w podarunku od ciotki Sary Ward, a sama je miała najmniej od lat pięćdziesięciu. Uważam, że żonie Jamesa wystarczyłby taki jeden dzbanek. Ale oczywiście musimy zastosować się do woli Racheli. Patrzcie, tutaj jest chyba z tuzin małych cynowych brytwanek!
— Cynowe brytwanki nie są zbytnio romantyczne, — zauważyła z niechęcią Historynka.
— Widzę, że was wszystkich najbardziej to interesuje, co się w brytwankach piecze, — mruknęła niechętnie ciotka Janet. — O tych brytwankach bardzo dużo słyszałam, Podobno stara służąca babki King podarowała je Racheli. A teraz przystępujemy do bielizny. Był to upominek wuja Edwarda Warda. Jakże to wszystko pożółkło!
Nie ciekawiły nas zbytnio prześcieradła, obrusy i poszewki, które wyłaniały się co chwilę z przepastnej niebieskiej skrzyni, zato ciotka Oliwia była poprostu niemi pochłonięta.
— Cóż za szycie! — zachwycała się. — Spójrz, Janet, tych ściegów trzeba byłoby szukać przez powiększające szkło. I te cudowne staromodne poszewki, naszywane guziczkami!
— A tu jest tuzin chusteczek, — zawołała ciotka Janet. — Spójrz na te monogramy na rogach! Rachela nauczyła się haftu od jakiejś zakonnicy w Montrealu. Te ściegi wyglądają tak, jakby wplecione w materjał.
— A tu są kołdry, — pokazywała ciotka Oliwja. — Tak, jest błękitna i biała kołdra, którą babka Ward jej podarowała i kołdra różowa, którą ciotka Nacia sama dla niej