Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wałyśmy już wszystko, z wyjątkiem tego pudełka. Przypuszczam, że w tem pudełku właśnie leży ślubna suknia.
— Ach, — westchnęły dziewczęta, otaczając kołem ciotkę Oliwję, która wyjmowała właśnie pudełko i przerywała związujący je sznurek. W pudełku leżała suknia z miękkiego jedwabiu, który niegdyś był biały, lecz teraz zżółkł po tylu latach. Pod suknią spoczywał długi, biały welon nasycony zapachem jakichś staroświeckich perfum, które swą woń przechowały aż do dzisiaj.
— Biedna Rachela Ward, — szepnęła ze smutkiem ciotka Oliwja. — Tutaj jest jej jedwabna ślubna chusteczka. Sama ją wyhaftowała. A tu są listy, które do niej pisał Bill Montague. Tutaj wreszcie, — dodała, otwierając aksamitny czerwony portfelik, obramowany srebrem, — są ich fotografje — jej i jego.
Spojrzeliśmy gorączkowo na zdjęcia umieszczone w staroświeckich ramkach.
— Rachela Ward wcale nie była ładna! — zawołała Historynka z nagłem rozczarowaniem.
Nie, należało przyznać, że Rachela Ward istotnie ładna nie była. Zdjęcie przedstawiało świeżą młodą twarzyczkę o silnie zaznaczonych, nieregularnych rysach, o dużych czarnych oczach i czarnych włosach opadających po staroświecku na ramiona.
— Rachela nie była ładna, — odezwał się wuj Alec, — ale miała śliczne kolory i piękny uśmiech. Na tej fotografji jest wyjątkowo smutna.
— Pozatem musiała mieć piękną szyję i cudowny biust, — krytykowała ciotka Oliwja.
— Ale Bill Montague był naprawdę przystojny, — wtrąciła Historynka.
— Przystojny cham, — mruknął wuj Alec. — Nigdy go nie lubiłem. Miałem wówczas dopiero lat dziesięć, ale