Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/361

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszystko spoczywa w ręku Boga! — wyszeptała.
— Na miłość boską, co się stało? — zapytał zaniepokojony wuj Alec.
— List ten jest od żony Jamesa Warda z Montrealu, — odparła ciotka Janet uroczyście. — Rachela Ward umarła, a przed śmiercią prosiła żonę Jamesa, aby napisała do mnie i kazała mi otworzyć tę starą niebieską skrzynię.
— Hurra! — zawołał Dan.
— Danie King, — zgromiła go ciotka Janet surowo. — Rachela Ward była twoją krewną i umarła. Dlaczego z taką radością przyjmujesz wiadomość o jej śmierci?
— Przecież jej nigdy nie znałem, — wymamrotał Dan z zawstydzeniem, — a nie cieszę się teraz dlatego, że umarła. Cieszę się tylko z tego, że nareszcie tę niebieską skrzynię będzie można otworzyć.
— Więc biedna Rachela odeszła, — westchnął wuj Alec, — Musiała już być starą kobietą, przypuszczam, że miała chyba z osiemdziesiąt pięć lat. Pamiętam ją jeszcze jako przystojną, młodą kwitnącą dziewczynę. Tak, tak, i starą skrzynię nareszcie otworzymy. A co się zrobi z jej zawartością?
— I na ten temat Rachela zostawiła instrukcje, — odparła ciotka Janet, zaglądając po raz drugi do listu. — Ślubną suknię, welon i listy mamy spalić. Są tam podobno dwa dzbanki, które mamy odesłać żonie Jamesa Warda, a resztą rzeczy mamy się wszyscy podzielić. Każdy z członków rodziny otrzyma coś na pamiątkę po nieboszczce Racheli.
— Nie można byłoby tej skrzyni jeszcze dzisiaj wieczorem otworzyć? — zapytała Fela gorączkowo.
— Oczywiście, że nie! — odparła ciotka Janet, składając troskliwie otrzymany list. — Skrzynia była zamknięta przez pięćdziesiąt lat, więc jeszcze przez jedną noc