Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rynka. — To bardzo nieładnie. Jak można wygłosić dobre kazanie, jeżeli ciągle ktoś przeszkadza? Przecież Edgarowi nikt nie przerywał.
— Ale Edgar nikogo z nas nie obraził, — mruknął Dan.
— Nie wolno wam staczać bójek, — mówił dalej Piotrek tym samym tonem, — to znaczy, nie wolno wam bić się nawet dla zabawy, ani też z powodu złego humoru. Nie wolno wam wypowiadać brzydkich słów, ani też kląć. Nie powinniście upijać się dopóki nie dorośniecie, a dziewczęta nie powinny się nigdy upijać. Jest jeszcze mnóstwo innych rzeczy, których nie powinniście robić, te jednak, które wymieniłem, są najważniejsze. Oczywiście nie twierdzę, że jeżeli je czynić będziecie — napewno dostaniecie się do piekła. Twierdzę tylko, że narazicie się na wielkie ryzyko. Djabeł obserwuje tych ludzi, którzy właśnie te rzeczy czynią i stale czuwa nad nimi, nie tracąc czasu dla tych, którzy tych rzeczy nie popełniają. Na tem się kończy rozdział pierwszy mojego kazania.
W tym momencie przybiegła zadyszana Sara Ray. Piotrek spojrzał na nią z wyrzutem.
— Nie słyszałaś całego pierwszego rozdziału, Saro, — rzekł. — Bardzo nieładnie z twej strony, skoro chcesz należeć do grona sędziów. Sądzę, że powinienem ten rozdział jeszcze raz powtórzyć dla ciebie.
— Kiedyś już tak było naprawdę. Znam nawet jedną opowieść na ten temat, — wtrąciła Historynka.
— Kto teraz przerywa? — mruknął niechętnie Dan.
— Mniejsza o to, opowiedz nam tę historję, — rzekł sam kaznodzieja, pochylając się nad kazalnicą.
— Działo się to z księdzem Scottem, — zaczęła Historynka. — Wygłaszał kazanie gdzieś w Nowej Szkocji i gdy już dotarł prawie do połowy — a wiecie, że w daw-