Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nych czasach kazania były bardzo długie — wszedł do kościoła jakiś jegomość. Ksiądz Scott przerwał na chwilę, czekając, aż ów jegomość usiądzie, poczem rzekł: „Drogi przyjacielu, spóźniłeś się na nabożeństwo, mam jednak nadzieję, że postarasz się nie spóźnić do nieba. Parafjanie mi wybaczą, jeżeli ze względu na naszego nowego przyjaciela, powtórzę początek mego kazania“. I ksiądz Scott zaczął wygłaszać kazanie od początku. Opowiadano później, że od tego dnia ów jegomość nigdy do kościoła się nie spóźniał.
— Dobrze mu to zrobiło, — odezwał się Dan, — ale inni parafjanie napewno gorzej się czuli.
— Uspokójcie się teraz, żeby Piotrek mógł dalej wygłaszać swoje kazanie, — zabrała głos Celinka.
Piotrek wzruszył ramionami i obydwie dłonie złożył na krawędzi pulpitu. Ani razu nie uderzył pięścią w pulpit, lecz doszedłem do wniosku, że jego pochylanie się naprzód i patrzenie prosto w oczy każdemu słuchaczowi, sprawiało o wiele mocniejszy efekt.
— Rozpocznę teraz drugi rozdział mego kazania, o tem, jak jest w królestwie złego ducha.
Zaczął nam opisywać obrazowo piekło. Dowiedzieliśmy się później, że cały materjał zebrał z ilustrowanego przekładu „Inferno“ Dantego, który jego ciotka Jane otrzymała jako szkolną nagrodę. W owym czasie jednak byliśmy pewni, że opierał się tylko na źródłach biblijnych. Bo Piotrek czytał Biblję systematycznie od tego dnia, który zawsze wspominaliśmy, jako „Dzień Sądu Ostatecznego“, i obecnie już ją prawie kończył. Żadne z nas nie mogło się poszczycić, że przeczytało całą Biblję, to też byliśmy pewni, że Piotrek natrafił na takie ustępy, które nam zupełnie nie były znane. Nic więc dziwnego, że każde wypowiedziane przez niego zdanie miało dla nas