Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ku. Ciotka Jane zawsze tak patrzyła na mnie, jak tamta pani na obrazku patrzy na dzieciątko. Mama nigdy tak na mnie nie patrzy. Biedna mama, jest zawsze zajęta praniem. Straszniebym chciał, żeby mi się kiedyś przyśniła ciotka Jane, bo dotychczas jeszcze nigdy mi się nie śniła.
— „Jak ci się śni nieboszczyk, dowiesz się czegoś o żywym“, — zacytował Feliks poważnie.
— Zeszłej nocy śniło mi się, że rzuciłem zapaloną zapałkę do beczki z prochem w szopie pana Cooka w Markdale, — opowiadał Piotrek. — Nastąpił straszny wybuch i siła tego wybuchu wyrzuciła mnie z szopy, ale obudziłem się, zanim miałem czas pomyśleć, czy żyję jeszcze, czy zostałem zabity.
— Właśnie to jest najgorsze, że człowiek zawsze się budzi w takich chwilach, kiedy sen staje się najciekawszy, — zauważyła Historynka z niezadowoleniem.
— A mnie się zeszłej nocy śniło, że miałam naturalne loki, — szepnęła ze smutkiem Celinka. — Tak byłam szczęśliwa! Strasznie było mi przykro, gdy się obudziłam i przekonałam się, że włosy mam nadal zupełnie proste.
Feliks, ten trzeźwy i rozsądny chłopiec, śnił ustawicznie o tem, że fruwa w powietrzu. Jego obrazowe opisy powietrznych lotów ponad wierzchołkami drzew rosnących w krainie snów, przepełniały nas zawsze uczuciem zazdrości. Nikt nigdy nie mógł się poszczycić takiemi snami, nawet Historynka, którą najłatwiej o tego rodzaju sny można było posądzić. Jednakże Feliks miał wyjątkowy talent, jeżeli chodziło o sny i chociaż zeszyt jego cierpiał odrobinę, jeżeli chodziło o język literacki, lecz zato pod względem treści zawierał stanowczo najciekawsze sprawozdania. Może sny Celinki były bardziej dramatyczne, lecz zato w snach Feliksa było stanowczo więcej zdrowego humoru. Sen, co do którego orzekliśmy, że zasługiwał na wy-