Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kościoła, nic więc dziwnego, że księga jej snów była wyjątkowo nudna i monotonna. Jedynym snem godnym uwagi był ten, kiedy Sarze Ray przyśniło się, że wzleciała w powietrze balonem i potem spadła na ziemię.
— Miałam wrażenie, że spadnę na ziemię z okropnym hukiem, — opowiadała, drżąc na całem ciele, — tymczasem opadłam lekko, jak piórko i w tej samej chwili obudziłam się.
— Gdybyś się nie obudziła, napewnobyś umarła, — wtrącił ponuro Piotrek. — Zawsze tak bywa, że gdy się człowiekowi śni, że skądś spada i nie budzi się, to taki upadek musi go zabić. Przeważnie to bywa właśnie przyczyną śmierci tych ludzi, którzy umierają we śnie.
— A skąd ty możesz o tem wiedzieć? — zapytał Dan sceptycznie. — Przecież ci wszyscy, którzy umarli we śnie, nie zdążyli ci o tem opowiedzieć.
— Ciotka Jane kiedyś mi mówiła, — wytłumaczył Piotrek.
— A wszystko co twoja ciotka Jane mówiła, dla ciebie jest święte, — mruknęła niechętnie Fela.
— Nie wiem, dlaczego musisz zawsze być nieprzyjemna, gdy tylko wspomnę o ciotce Jane, — odezwał się Piotrek z wyrzutem.
— Czyż powiedziałam coś nieprzyjemnego? — zdziwiła się Fela. — Przecież wogóle nic nie powiedziałam.
— W każdym razie to, co powiedziałaś, brzmiało bardzo nieprzyjemnie, — oburzył się Piotrek, nie chcąc wywołać dalszej sprzeczki.
— A jak wyglądała ta twoja ciotka Jane? — zapytała Celinka przyjaźnie. — Czy była ładna?
— Nie, — przyznał Piotrek, staczając z sobą wewnętrzną walkę, — nie była ładna, ale wyglądała, jak ta pani na obrazku, który Historynce przysłał jej ojciec, ta pani z świecącą obręczą dokoła głowy i z dzieciątkiem na rę-