Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie po pięciu latach na owej nieszczęsnej jabłonce ukazały się pierwsze jabłka i były to istotnie złote parmeny. Wtedy żona po raz pierwszy przemówiła. „A nie mówiłam ci!“ zatriumfowała.
— A potem już rozmawiała z nim całkiem normalnie? — zapytała Sary Ray.
— Oczywiście, później już wszystko między nimi było jaknajlepiej, — odpowiedziała Historynka niedbale. — Ale dalsze dzieje nie mają nic wspólnego z tą opowieścią. Urywa się ona właśnie w tem miejscu, kiedy żona przemówiła. Dziwna z ciebie osoba, Saro Ray, że nigdy nie jesteś zadowolona z żadnej historji.
— Bo zawsze chciałabym wiedzieć, co było potem, — tłumaczyła się płaczliwym głosem Sara Ray.
— Wuj Roger powiada, że nie chciałby mieć takiej żony, z którą nie mógłby się kłócić, — zauważył Dan. — Powiada, że życie wówczas byłoby strasznie nudne.
— Ciekawe, czy wuj Roger nazawsze już zostanie kawalerem — szepnęła Celinka.
— Kiedy on i bez żony jest zupełnie szczęśliwy, — wtrącił Piotrek.
— Mama powiada, że będzie szczęśliwy, dopóki się nie postarzeje, — rzekła Fela, — ale przyjdzie na niego taki dzień, kiedy dojdzie do wniosku, że już jest za stary, żeby wziąć żonę i wtedy dopiero zacznie się naprawdę martwić.
— A gdyby tak wasza ciotka Oliwia wyszła zamąż, to ktoby panu Rogerowi prowadził gospodarstwo? — zapytał Piotrek.
— Ach, ciotka Oliwja nigdy zamąż już nie wyjdzie, — odparła Fela. — Przecież w styczniu skończy dwadzieścia dziewięć lat.
— Tak, nie jest już taka młoda, — przyznał Piotrek, —